Będąc dzieckiem uwielbiałam ten film, dwa dni temu obejrzałam go znów i...wzruszyłam się jak za starych dobrych czasów:) Te piosenki, optymizm, naiwność ale jakże urocza i te cudowne kukiełki z teatrzyku z niewyobrażalnie długimi rzęsami ;)...zabawna rzecz zwróciła moją uwagę...siostra przełożona mówi Marii, że kapitanowi zmarła żona siedem lat temu, pozostawiając go z siódemką dzieci...to jakim cudem najmniejsza z rodzeństwa ma 5 lat??? Bo przecież żona kapitana nie urodziła jej po swojej śmierci:)
W każdym razie ten musical to jak szczęśliwe dzieciństwo zamknięte na własny użytek:):)