Nawet do łóżka kładzie się w pełnym makijażu i w przyklejonych, długich na dwa cm rzęsach.
Lubię Wylera, ale ten film to raczej przynudnawa nachalna propagandówka. Przypomniały mi się
sceny z "Żołnierzy kosmosu" - reklamówki telewizyjne wzywające do wstępowania do armii.
Jeśli ktoś tu zasłużył na Oscara, to chyba Henry Travers - starszy pan, hodowca róż.