Skomplikowany film do oceny. Z jednej strony poezja obrazów, unikalny i egzotyczny klimat, artystyczny charakter wielu scen a z drugiej strony nużąca momentami narracja, pasywne aktorstwo czy uproszczenia scenariusza.
Są w filmie sceny zbudowane tak artystycznie, że aż wstrząsają - np. prozaiczna w pewnym sensie scena zabicia krowy czy piękne, sielankowe sceny wieczorów w namiocie na pustyni. Są sceny cenne ale już nie wybitne (kamieniowanie czy bójka z rybakiem) Ale są także sceny "uzupełniające" - pozornie wartościowe ale płaskie. Mam nawet wrażenie, że częściowo robione pod publiczkę np. gra w piłkę (bez piłki) na boisku mnie nie przekonała - pomysł cenny ale realizacja gorsza.
Jedną z cenniejszych wartości filmu jest pokazanie konfliktu interpretacji Koranu przez zwykłych ludzi i zaślepionych fanatyków (rękawiczki kobiety sprzedającej ryby, ocena mężczyzny starającego się o rękę kobiety) Ciekawe są także motywy i racje przekazywane podczas takich scen jak przesłuchanie i rozprawa a już szczególnie dyskusje lokalnego imama ze starszyzną dżihadystów.
Mam wrażenie, że ocenę filmu na plus zaburzają szczególnie piękne ujęcia krajobrazów i przejmująca muzyka. Po seansie to one szczególnie zostają w pamięci kosztem fabuły, scen czy logiki scenariusza.
Timbuktu ma w sobie filmową magię i jest to film stanowczo wartościowy ale w "piątce" nominowanych do nie angielskojęzycznych Oskarów najsłabszy.
Przepiękne zdjęcia, cudownie malowane obrazy, kolory, magia jeśli chodzi o walory estetyczne. Jednak zgadzam się, że sama akcja nie powala. I nie chodzi tu o to, że oczekiwałam jakiegoś pośpiechu, ale czasami było to wszystko zbyt rozwlekłe.